Wszystko – poza Bogiem – miało kiedyś swój początek. Coś się zaczyna i coś się kiedyś kończy. Wobec tego, czas ma na imię: kiedyś! Określa jakiś punkt zaczepienia, początek, źródło, a potem… jest już tylko nurt, którym płyną dnie i noce, zwykła codzienność albo trudna do zrozumienia i pojęcia Boska interwencja, czyli zdumiewająca nadzwyczajność.
Każdy człowiek wchodzi na arenę dziejów w konkretnej chwili. Ma swoje od kiedyś… do teraz, a może i nieco dłużej lub więcej, zanim dobije do portu czyli bramy wieczności. Na drodze życia doświadcza rozmaitych wydarzeń i spotkań, które zostawiają w jego życiu i duszy konkretny ślad. Dzięki temu może on wracać do wspomnień, przeżywać je od nowa lub ustawiać, jako znaki i wyznaczniki swojej drogi.
W Gdyni, na Skwerze Kościuszki, znajduje się osobliwy pomnik. Na niskim cokole ustawiono wielką kotwicę. Dziwnie wygląda na ziemi samotna kotwica, oderwana od statku, wydobyta z wody i postawiona jako znak. Kiedyś była użyteczna, potrzebna, pracowała w głębinach morza i podczas cumowania w portach. Dzisiaj ten konieczny element przynależący do okrętu odpoczywa, stoi i przypomina przechodniom dawne, wspaniałe dzieje morskiej żeglugi.
Jeśli ogromną przestrzeń świata, po której dane jest nam żeglować, porównamy do morza, wtedy koniecznie potrzebujemy okrętu i kotwicy, by nie dryfować w nieznane lecz zacumować we właściwym miejscu. Skoro życie jest jak morze, to chrzest jawi się niczym kotwica, a człowiek, często – jak mówi przysłowie – sam sobie chce być i panem i okrętem… chyba, że idąc za głosem powołania, nawigację powierzy Duchowi i na stałe zakotwiczy się w Chrystusie: Ślubuję Bogu Wszechmogącemu NA ZAWSZE żyć w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie… Śluby – to nasza KOTWICA. Ona w prostej linii wywodzi się z sakramentu chrztu, który kiedyś – na brzegu Jeziora Galilejskiego – stał się początkiem twojego i mojego wspólnego rejsu z Panem i Oblubieńcem. A skoro bez pomocy Ducha Świętego nikt nie może powiedzieć: Panem jest Jezus, to znaczy, że ten Duch jest Pocieszycielem, który przypomina, uczy i doprowadza do poznania całej prawdy. A PRAWDA wciąż pozostaje przed nami zakryta, bo chociaż – dzięki czytaniu Pisma Świętego i studium Lectio Divina czy innym – wiemy o Bogu coraz więcej, to dopiero po drugiej stronie życia odsłoni się pełnia, której teraz jeszcze pojąć nie możemy. Dlatego są nam potrzebne porównania, metafory, przypowieści, aby w jakiś sposób stało się bliższe to, co czujemy bardziej sercem niż umysłem. Śmiało więc można powiedzieć, że chrzest jest początkiem oblubieńczej miłości, która w powołaniu do życia radami ewangelicznymi konkretyzuje się i rozkwita niczym pąsowa róża.
Początek życia w łasce jest wspólny wszystkim ochrzczonym, ale powołanie jest osobiste, imienne, konkretne: Pan powiedział: ty, pójdź za Mną… spojrzał, pociągnął więzami miłości i nadal wiedzie na zielone pastwiska, choć może czasem jakąś boczną drogą zapomnienia lub ciernistą, jak ta na Kalwarię… Ale skoro chce się iść na serio za Oblubieńcem i umiłować do końca tak, jak On nas umiłował, to jest życiowa konieczność i określona konsekwencja…
CHRZEST! Jakaż to wielka tajemnica i niepojęta łaska! Ale chyba w dużej mierze zapominana, nawet przez niektórych wybranych. Prawdziwe jest to, że wprowadza on człowieka w życie Trójcy Świętej, w ów zawrotny stan doskonałości, który staje się dla ochrzczonych i wierzących zaproszeniem: Świętymi bądźcie, bo JA JESTEM ŚWIĘTY! Po chrzcie nikt nie może się uskarżać na jakikolwiek brak, ponieważ kiedyś Pan Jezus zapewnił św. Pawła: wystarczy ci mojej łaski… Nas też o tym zapewnia i nie tylko zapewnia, ale wciąż otwiera dla nas nowe źródła nadprzyrodzonych mocy. Skoro Kościół ogłosił Rok Miłosierdzia – przez który wcześniej dodatkowo ubogacił Rok Życia Konsekrowanego i jednocześnie wpisał go niemal dokładnie w nasz, polski Jubileusz 1050-lecia Chrztu, to znaczy, że Bóg Miłości bogaty w miłosierdzie wciąż zaskakuje swoje dzieci hojnością, która nie zna miary.
Kiedyś otrzymałam chrzest, powołanie, wiele łask, a dzisiaj jest czas, by i nową czarę łaski przyjąć, zrozumieć i okazać serdeczną miłość oraz wdzięczność Boskiemu Dawcy, który bez wątpienia jest, a przynajmniej winien być! jedyną miłością i jedynym Oblubieńcem duszy…