Kiedy drzwi pozostają zamknięte
Droga była daleka i trudna. Trakt wiódł przez pustynię i góry, a pojazdem – skromny, pokorny, szary osiołek. Cóż, rozkaz to rozkaz! Cezar kazał, człowiek musi iść z miejsca swego zamieszkania do miejsca swego urodzenia, tylko po to, aby dać się zapisać. Władca chciał wiedzieć ilu ma poddanych. Historycznie, w dokumentach odnotowano, Józef z Nazaretu i brzemienna małżonka. Na teraz tyle mości Cezarze, resztę – jak wszyscy – będziesz musiał odgadnąć…
A Ty Betlejem Efrata najmniejsze jesteś spośród plemion judzkich. Z ciebie wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu… Mi 5 Tyle prorok Micheasz wskazujący Betlejem, tę ziemię, którą nawiedzi Pan. I cóż z tego, Ludu Wybrany, żeś tak pieczołowicie gromadził wszystkie Księgi Prawa, żeś spisywał Proroctwa? Właśnie wtedy, w czasie spisu ludności, szukający lokum – Józef, mąż sprawiedliwy, zastał wszystkie drzwi domów zamknięte. Owszem były też pokoje gościnne, ale nie dla biednych podróżnych, a w dodatku Niewiasta była brzemienna. Obszedłeś więc miasto. Nie wiem czy były takie drzwi, do których byś nie zapukał? Może tak. Może nie. Musiało Ci być smutno.
Maryja cichutko siedziała na dobrym osiołku, czerpiąc od niego tę odrobinę ciepła w całej zimnej scenerii chylącego się ku zachodowi dnia.
Gdzie się podziać skoro wszystkie ludzkie chaty odmówiły miejsca? Od bogatych pałaców po mieszczańskie kajuty, wszędzie to samo: nie ma i nie ma miejsca. Boże, czy naprawdę nie ma wyjścia z tego epizodu?
– Józefie, poza miastem na polu pasterzy jest szopa. Usłyszał i wzdrygnął się na samą myśl: Panie? Szopa jest dla bydła. Nic tam godnego człowieka, a cóż dopiero dla Tych, których mi powierzyłeś?
– Idź Józefie. Nic lepszego nie znajdziesz, a tam jest, chociaż dach nad głowę…
Nie miał wyjścia potomek królewskiego rodu, ruszył bez przekonania w wyznaczonym kierunku, nie buntując się w sercu na zbieg okoliczności, że też ten Cezar wymyślił sobie teraz spis ludności. Nie mógł na wiosnę, albo latem, zachciało mu się liczyć ludzi, przecież to nie dotyczy Izraela… Tak medytując doszedł do szopy. Było tak jak się spodziewał. Żadnej rewelacji, trochę słomy, siana, żłób i dziurawe wrota. Zdjął najsłodszy ciężar z osiołka, a on tak jakoś dziwnie patrzył, jakby się uśmiechnął, a potem ułożył się jak najbliżej żłóbka. I tak nie mam ci co dać, więc czekaj. A osioł jakby zrozumiał, podniósł oczy ciepłe i szare, i skierował spojrzenie na Maryję, jakby Ją prosił, by przy nim usiadła… Dziwne zwierzę pomyślał Józef; i odszedł szykować lokum na spoczynek. Maryja rzeczywiście podeszła do żłóbka, położyła drobną dłoń na głowie szarego zwierzątka, a ono musnęło językiem tę dłoń i położyło łeb u Jej stóp.
– Osiołku już nie będę siadać dzisiaj na twój grzbiet. Ale uparte stworzenie mrucząc nie zmieniło pozycji.
Maryja zamyśliła się nad swoją TAJEMNICĄ. Nad Tym, Który pod jej sercem ludzkie kształty przybierał… i nie wiedząc, kiedy uklękła między osiołkiem a żłóbeczkiem, coraz bardziej pochłonięta tajemnicą Miłości… Wówczas zobaczyła w jednym oka mgnieniu, że te zamknięte szczelnie ludzkie niegościnne domy to symbol. Nie wie jak, ale w drugiej chwili wydało się Jej, że jakaś ogromna siła rozwala komnaty, drzwi i okna otwierają się na oścież, a z każdych bije ogromna jasność, jasność jaśniejsza od słońca, od złota, od tęczy, od rosy porannej o świcie. Ta jasność rozlewa się wszędzie, a gdzie tylko skieruje ona swój promień, dom staje się otwarty jak życzliwie wyciągnięta dłoń…wyciągnięta dłoń…
O BOŻE! Przecież to jest… Oprzytomniała…przed Nią w żłóbeczku, wśród tysięcy świateł, Aniołów, radosnej muzyki, leżało Dziecię. I patrząc Jej w oczy wyciągało ręce… uśmiechnęło się tak, że serce Matki podskoczyło z radości. Szepnęła zdumiona: Caro factum est – Słowo stało się Ciałem!
Maryja wyciągnęła swoje ramiona i wzięła to cudownie jaśniejące Niemowlę na ręce, aby przytulić swój miłosny Skarb do serca. Kiedy podniosła oczy zobaczyła zdumionego męża. Podszedł, ucałował nóżkę, która wystawała spod Jej płaszcza …
I tak patrząc, oboje trwali w adoracji…
Tylko osiołek nie zmienił pozycji, wciąż na kolanach, ze spuszczoną głową trwał, patrzył, dziwował się, a potem uronił jedną łzę radości, mówiąc: dobrze, że ludzie zamknęli drzwi, ja to widziałem… i płaczę z radości.
A teraz mój Jezu,
czy będzie inaczej?
Czy drzwi się otworzą
i człowiek zapłacze,
że przed wiekami
nie stanął na wysokości
i pod dach swój nie przyjął
Największego z Gości…?!
(Maria Sz.)