Najpustynniejsza pustynia
Dawno, dawno temu na krańcu świata istniała pustynia. Krajobraz tego skrawka ziemi był niesamowicie jednolity, tylko piasek i kamienie albo kamienie i piasek. Słońce paliło tam niemiłosiernie, nie było żadnej ochłody w cieniu ani żadnego napoju w pobliżu. Ktoś powiedział o tym skrawku ziemi, że jest to najpustynniejsza pustynia świata.
Pewnego dnia wylądował na niej czarodziej. Spodobała mu się ta ziemia i postanowił uczynić z niej swój raj. Czarodziej nie potrzebował do życia jedzenia i wody, nigdy nie mieszkał w domku czy w pałacu, wybierał sobie miejsca pustynne i obmyślał, jak może zagospodarować dla siebie nową ziemię. A że bywał już w wielu miejscach świata, gdzie urządzał swoje królestwa z wielkim rozmachem, więc tym razem postanowił zabawić się inaczej.
Czarodziej Kozub nie posiadał czarodziejskiej różdżki, nie miał żadnych atrybutów swej władzy prócz silnej woli, tak silnej, że gdy czegoś zapragnął, to tak długo czarował i czekał, aż mu się to spełniało.
Wdrapał się Kozub na najwyższy szczyt pustyni, rozejrzał się wokoło i zaczął planować swoje nowe władztwo. Tereny piaszczysto-górzyste same w sobie stanowiły jednolity i smutny krajobraz bez jakichkolwiek śladów życia.
– Muszę to jakoś ożywić – debatował sam ze sobą – tym razem zacznę od swojego domu.
Jednym palcem podniósł wielki kamień, postawił go na szczycie i kazał mu zamienić się w kamienny zamek z dwunastoma oknami, po trzy z każdej strony świata. Powiedziawszy życzenie, Kozub zamknął oczy, aby się skoncentrować na działaniu i wyczarować najpiękniejszy dom skalisty. W trzy miesiące udało mu się doprowadzić swój zamek do stanu używalności, ale na razie bez czarodziejskiego przepychu.
Następnie czarodziej wybrał się w odległe rejony świata, by sprowadzić stamtąd ziarna, rośliny, drzewa, wszystko, co jest zielone i kwitnące i co nadaje się do spożywania lub ozdoby. Kiedy wrócił do najpustynniejszej pustyni, podzielił teren na strefy, zasadził drzewa i krzewy, rozrzucił ziarna na wszystkie strony świata i kierując swoją twarz ku wschodowi chciał sprowadzić chmurę i deszcz, aby to wszystko mogło wyrosnąć. Długo trwała czarodziejska batalia o deszczowe chmury i srodze namęczył się Kozub, zanim pierwsze krople spadły na pustynną ziemię. Nie minęło dużo czasu, a pustynna kraina zamieniła się w piękną zieloną oazę. Zadowolony z siebie czarodziej przechadzał się i podziwiał swoją pracę.
Po jakimś czasie spostrzegł, że do pielęgnowania oazy życia przydałby mu się pomocnik, a może wielu pomocników do pałacu i pracy na roli. Postanowił znów udać się w daleki świat, by tym razem sprowadzić ochotników do pracy. Wyczarował sobie kosmiczny pojazd i jako ufo wylądował w wielkim kraju, bogatym tak ogromnie, że ludziom nie chciało się już pracować.
– Źle trafiłem – pomyślał w pierwszej chwili, ale uśmiechnął się do swojego nowego planu. Postanowił bowiem wykorzystać ich naturalne skłonności do bogacenia się i naopowiadał młodym chłopcom, że może ich zabrać do kraju, gdzie swoje bogactwa pomnożą szybciej niż w ojczyźnie.
Chłopcy nieco podejrzewali, że gość kłamie, ale w miarę jak słuchali słów Kozuba, nabierali przekonania, że to prawda. Na początek kilku śmiałków chciało zaryzykować i pojechać, lecz gdy rodzice się o tym dowiedzieli, wytłumaczyli dzieciom, że bogactwo nie jest najważniejsze w życiu, a stan posiadania nie świadczy o wielkości człowieka. Wystarczy, że będą się dobrze uczyć, zdobędą zawód, aby później swoją pracą pomagać innym. Niektóre dzieci posłuchały mądrych rodziców, dały się przekonać i zostały w domu.
Trzech śmiałków, którym nie chciało się chodzić do szkoły, postanowiło skorzystać z okazji i poszukać szczęścia daleko od domu. Następnego dnia wsiedli do kosmicznego ufo i rozpoczęli podróż. Radowali się ogromnie i uważali siebie za najszczęśliwszych ludzi na ziemi. Kiedy pojazd wylądował w najpustynniejszej pustyni Kozuba, spostrzegli, że nic z tego, o czym mówił przybysz nie istnieje. Nie ma domów, szkół, kawiarni, nie ma w ogóle cywilizacji. To jakiś busz… Poczuli się oszukani. Czarodziej, widząc ich smutne miny, wyczarował im kolorowy namiot, kuchnię polową i gramofon z muzyką, jakiej nigdy nie słyszeli.
– Coś to nie tak – mówili jeden do drugiego.
– Lepiej było słuchać rodziców.
– Też coś, znalazł się maminsynek. Tu przynajmniej masz wolność i szansę na kasę, o jakiej marzysz.
Nadszedł pierwszy dzień i Kozub kazał im sprawdzić zasiane pola, powyrywać chwasty oraz podlać nowe grządki.
– O tym nie było mowy – chórem krzyknęli chłopcy.
– Moi panowie, ja tutaj dyktuję warunki, do was należy wykonywanie rozkazów!
– Ja nie chcę, nigdy nie będę pracował jako ogrodnik – krzyczał Bartek.
– Ani ja – dodał Kazik.
– A ja tym bardziej – zakończył Sebastian.
– To wracajcie do domu – zaśmiał się czarodziej i zniknął w jednej chwili, zostawiając chłopców samych w pierwszym rejonie najpustynniejszej pustyni.
Teraz dopiero obleciał ich strach. Żadnej ludzkiej istoty, żadnej osady, żadnej orientacji ani wiadomości, gdzie są. Jedyne wyjście, jakie mieli, to słuchać tego, który ich tutaj przywiózł.
– Ale ta osoba jest jakaś dziwna – zauważył Bartek.
– Daj spokój, lepiej zróbmy, co nam kazał – zgodził się Sebastian.
I tak oto trzej chłopcy, którym nie chciało się chodzić do szkoły, teraz musieli uczyć się uprawy roli, pielęgnowania lasu i wielu innych rzeczy potrzebnych po to, aby przetrwać.
Wymarzone władztwo czarodzieja zaczynało się powoli urealniać. W związku z tym potrzebował nowych sił do pracy. Wsiadł znowu do swojego ufo i poleciał w inny rejon świata, skąd przywiózł kolejną ekipę i zakwaterował w północnym rejonie pustynnego raju.
Potem dotarła jeszcze kolejna ekipa i jeszcze jedna, w której było pięć dziewcząt. Dziewczęta miały zająć się pracą w kamiennym pałacu i służyć czarodziejowi wedle zachcianek.
Najdziwniejsze było to, że grupy nie mogły się spotykać ani rozmawiać ze sobą. Kozub tak podzielił rejony, że szlaki pustynnego raju były niczym labirynt, dlatego ludzie nie mogli się odnaleźć i spotkać. Każdego dnia wstawali rano do pracy, w południe kuchnia polowa ofiarowała im obiad i dalej szli do pracy, wykonując niewolnicze rozkazy. Ile razy wspominali dom i szkołę, zawsze było im smutno i żałowali swojego nieposłuszeństwa rodzicom.
Mijały lata. Chłopcy już dorośli i nadal pracowali niewolniczo w pustynnym kraju bez nadziei na wolność i bogactwo. Smutni i samotni nie umieli się porozumiewać, cieszyć, rozmawiać. Nie robili sobie żadnych planów na przyszłość, a gdy zjawiał się Kozub, wiedzieli, że ogłosi im nowe kłamstwa i wyczaruje jakiś bubel.
Tymczasem dziewczynki w pałacu szybko nauczyły się spełniać życzenia czarodzieja, żądając w zamian przywilejów dla siebie. O dziwo, Kozub pozwolił dziewczynkom spełniać ich życzenia.
Piękna Lilianna postanowiła znaleźć sposób na uwolnienie się od czarodzieja. Mama uczyła ją kiedyś robić ozdoby na choinkę i szopkę dla Jezuska. Postanowiła w ukryciu przed Kozubem zbierać potrzebne rzeczy, żeby w tej pustynno-zapomnianej części świata zrobić Boże Narodzenie.
Pewnego dnia wybrała się na spacer, aby upatrzyć sobie choinkę. Zapomniała, że drogi są labiryntem, więc powędrowała nimi daleko, bardzo daleko, aż spotkała w północnej stronie najpustynniejszej pustyni ślad życia chłopców. Jednak w tej samej chwili zjawił się czarodziej i Lilianna nie mogła z nikim porozmawiać. Zapamiętała tylko drogę i postanowiła tutaj wrócić. Po drodze znalazła kawałek drewna, które nadawało się do wykonania żłóbka. Przyniosła do kamiennego pałacu klocek, ale czarodziej chciał jej to odebrać. Wtedy Lilianna powiedziała, że jest to jej pierwsze życzenie, które Kozub obiecał spełnić dziewczynkom. Tym razem czarownik ustąpił, a Lilianna w wolnych chwilach rzeźbiła żłóbek. Kozub się nie domyślał, co to jest, tylko każdego dnia przychodził patrzeć, jak postępuje praca. Z kolejnej wyprawy Lilianna przyniosła szyszki i trawę na sianko, potem kolorowe kamyki niby bombki… I tak wolny czas poświęcała na przygotowanie Bożego Narodzenia. Podczas każdej wędrówki rozwieszała znane tylko sobie znaki, które oznaczały drogę w labiryncie.
Pewnego dnia spotkała Bartka, ale chłopiec ze strachu, że to zjawa, uciekł do swojego namiotu. Niebawem Lilianna znalazła namiot i poznała historię chłopców przywiezionych tutaj w nadziei wielkiego bogactwa. Dziewczynka opowiedziała im o kamiennym zamku i pracy dziewcząt. Wszyscy stwierdzili jednocześnie, że dali się wprowadzić w błąd i teraz są niewolnikami w kraju czarownika. Lilianna opowiedziała im w tajemnicy o szopce przygotowywanej na Boże Narodzenie. Chłopcy przypomnieli sobie domowe święta i posmutnieli jeszcze bardziej.
Dziwne spacery Lilianny zakończyły się oznakowaniem terenu i ustaliła sposób porozumiewania się pracowniczych ekip za pomocą światła. Zbliżało się Boże Narodzenie, Lilianna poznała to po gwiazdach. Kiedy zebrali się razem po drugiej stronie kamiennego zamku, pod najpiękniejszym drzewkiem jodły ustawili elementy stajenki i żłóbka. Gdy położyli do niego figurkę Dzieciątka i zaśpiewali kolędę, wtedy na najpustynniejszej pustyni zajaśniało wielkie światło, jak w kościele podczas pasterki. W tym samym momencie zjawił się czarodziej Kozub. Był wściekły, przeklinał, wył i zgrzytał zębami, ale nie mógł przekroczyć kręgu światła, które otaczało dzieci. Im bardziej się pienił, krzyczał, tarzał i wył, tym głośniej dzieci zaczynały śpiewać następną i kolejną kolędę.
Teraz nie mieli już wątpliwości, że ich Kozub nie jest wcale czarodziejem, lecz zwyczajnym demonem, zwodzącym ludzkość. Ich serca zadrżały ze strachu, ale zaraz napełniały się radością wiary, że Bóg jest mocniejszy od demonów i swoim światłem broni ich od wpływu złego ducha. Tej nocy wszyscy poczuli się ocaleni, uwolnieni i umocnieni łaską Boga. Pomodlili się wspólnie za rodziców i znajomych, przepraszając ich za nieposłuszeństwo, które odpokutowali pracując niewolniczo w najpustynniejszej pustyni. I wtedy stało się coś dziwnego. Jak ongiś nad prawdziwym Betlejem, teraz też zjawili się aniołowie, którzy zaśpiewali swoje GLORIA na pustynnej ziemi, którą zły duch chciał wziąć we władanie…
– To najpiękniejsze Boże Narodzenie – powiedziała Lilianna.
Inni przytaknęli jej słowom i rozpoczęli modlitwę o powrót do domu. Niebawem ujrzeli pojazd czarodzieja, który z rozkazu jasnego Anioła miał ich odwieźć do domu…
Po powrocie z pustynnego raju własny dom wydał im się najpiękniejszym i najbogatszym zakątkiem świata. Szkoła – ulubioną powinnością ich wieku, a bogactwo… na to słowo uśmiechali się do siebie i odpowiadali jednogłośnie: „Największym bogactwem jest serce pełne Boga”.
Od czasu ich wyjazdu najpustynniejsza pustynia została osamotniona, bowiem jedno Boże Narodzenie pozwoliło Panu Bogu objąć i ten kraj w posiadanie. Zdemaskowany Kozub uciekł szukać innego miejsca i naiwnych ludzi, którzy odrzucając prawdę i wolność pójdą za kłamstwem na jego niewolniczą służbę.
(Maria Sz.)